wtorek, 12 maja 2009

W amoku: Komunie, komunie...


Zaczynam już rozumieć ideę komunii. Za moich czasów było tak, że po prostu rodzice/rodzina kazała dziecku przystępować do komunii, a że się było małym, to człowiek się nawet za bardzo nie sprzeciwiał, a całe wydarzenie było nawet sympatyczne, odbywało się na wiosnę, kiedy było już ciepło i można było pobiegać w eleganckich ciuszkach przed kościołem. Dostawało się prezenty, owszem, ale tego akurat jakoś najbardziej nie wspominam. Ja dostałem BMX-a, one były wtedy na topie. Zresztą nie licytowaliśmy się ze znajomymi, kto dostał lepszy prezent, ale może tylko my byliśmy dziwni!

Teraz jednak komunia naprawdę ma sens - bo oczywiście według mnie przymuszanie dziecka do tego, żeby jakieś sakramenty, w których zresztą nie bardzo wie, o co tak naprawdę chodzi, przyjmował, jest idiotyczne. Dlatego ostatecznie postanowiono zadbać o to, aby w komunii chodziło przede wszystkim jednak o prezenty.

Rower może być oczywiście, ale są prezenty lepsze. (Mój BMX nie był drogi i był zupełnie zwykły - teraz dzieci są specjalistami od amortyzatorów i przerzutek i muszą mieć rower za kilka tysięcy oczywiście.) Otóż można kupić dziecku MacBooka za kilka tysięcy (potem chyba trzeba będzie kupować droższe od zwyczajnych gry komputerowe dedykowane na Mac OS, ale może się mylę, specjalistą nie jestem). Ja miałem Commodore 64 i to było wydarzenia - granie na tym było świętem, bo trzeba było pod TV podłączyć i w ogóle wiele rzeczy rytualnych zrobić, żeby zagrać.

Odpowiednim prezentem jest też skuter bądź... quad! O kupowaniu dzieciom quadów pisała już Synafia, ale jeszcze przypomnę. Otóż quady są bezpieczniejsze od rowerów, bo mają cztery koła, a nie dwa, są lepsze od koni, bo nie zrzucają, jeśli są w złym nastroju, są też lepsze od chodzenia na piechotę, bo się rozwija większą prędkość - nawet do 65 km/h. I teraz wyobraźmy to sobie: 7-latek pędzący wokół bloku na quadzie 65 km/h, przegania swoich kolegów jadących na rowerach i krzyczy: „Eee! Cienkie cipki!”.

Tak więc, jak widać, w komunii chodzi o duży rodzinny bankiet w luksusowej restauracji oraz o skutery i quady. Czekam z niecierpliwością, kiedy na komunię będzie się dostawać mieszkanie, samochód i ciepłą posadkę w międzynarodowej firmie (talon ważny po ukończeniu 18 roku życia).

I jeszcze załącznik:

4 komentarze:

synafia pisze...

Tak, no ja w tej kwestii mogę zacytować już tylko matkę chrzestną mej córki (luteranki) "Dobrze,że Dziobalinda nie będzie miała komunii, bo musiałabym jej kupić quada. Choć wtedy już zapewne będą modne strusie z pleksi".

Luca pisze...

Dziobalinda będzie pewnie miała za to konfirmację, która jest przynajmniej aktem w miare świadomym (14 lat bodajże się ma). I może też będzie trzeba kupic quada, nie wiem, jaka moda panuje wśród dzieci naszej małej społeczności ;P
Ja miałam komunię (będąc wtedy, jak łatwo zgadnąć, mini-katoliczką) i też dostałam rower, choć nie BMX-a. Moja siostrzyczka przystępowała do komunii jakieś trzy lata temu i, szczerze mówiąc, nie wiem czy cokolwiek dostała. Ot, poszła do kościoła, mama z obowiązku poszła z nią i już, nawet spędu rodzinnego nie było. Może ukrzywdziliśmy dziecko, ale nie sądzę. Bardziej ukrzywdził je ksiądz, który chrzcił ją parę miesięcy przed tą komunią (ona sama chciała komunii i chrztu, pewnie żeby nie być pozbawioną białej sukienki) i zrobił to nawet nie na odczepnego, ale wręcz agresywnie. Stał przed nią i mamrotał coś złym głosem, nikt nie rozumiał co, a dziecko miało coraz większe łzy w oczach. Na koniec gwałtownym ruchem podał mojej mamie kopetę z pamiątką od kościoła (jakaś karteczka) i zamaszyście odszedł.
Ups, ale się rozpisałam. Sorry.

synafia pisze...

Nie słyszałam jeszcze o modzie na quady wśród konfirmantów, spodziewam się bardziej tego strusia z pleksi jak już. A i moda konfirmacyjna nieco bardziej ludzka jest.

Z tym chrztem u Was to jakieś mocne nieporozumienie - ja bym na miejscu księdza skakała z radości, że oto nowa owieczka w stadzie. Może jakiś nie ten teges, nienormalny albo baptystyczna piąta kolumna ;>

Myśmy za to z Dziobalindą były chrzczone bardzo uprzejmie i wzruszająco (obie jednocześnie)i na pamiątkę dostałyśmy Biblię z dedykacją od proboszcza :)

Luca pisze...

Ha, jak ja miałam konwersję (bo ochrzczona już byłam), to od proboszcza (poprzedniego) dostałam stos książek, z poezjami róznymi na czele. I ajkies słodycze. Za to Biblię musiałam sobie kupić sama;)