czwartek, 21 maja 2009

Muzyka: Koncerty muzki dawnej - gorzkie refleksje


Zauważyłem ostatnio dwie rzeczy:
  1. Swoje notki często zaczynam od „ostatnio” w różnej kombinacji: zauważyłem, zdarzyło się itp.
  2. Bardzo często komentuję prasę.
I tym razem zastosuję obydwie zasady. „Ostatnio” już było, więc przejdźmy do prasy.

Przeczytałem absolutnie rewelacyjny felieton Jacka Dehnela w Polityce. Dehnel pisze o tym, co jest konieczne do zorganizowania naprawdę porządnego koncertu muzyki dawnej. Proszę zapoznajcie się pierwej z tekstem:


Komiczne, prawda? Jak w wielu przypadkach, jest to niestety komizm tragiczny, gdyż i ja podobnymi sytuacjami dotknięty byłem niejednokrotnie. Np. ostatnio. Ostatnio na nie tak znowu dobrej Lukrecji Borgii zostałem wprawiony w konsternację przed samym sobą. Wszystkim bywalcom przedstawień niepremierowych wiadomym jest doskonale, że publika bije brawo, nawet kiedy śpiewak nabiera powietrza. Irytujące... Bardziej jeszcze, gdy już zaczynasz naprawdę odpływać do krainy muzyki i zostajesz z niej wyrwany przykrą obserwacją, że razem ze wszystkimi, w zamyśleniu i przez pomyłkę, bijesz brawo w samym środku arii, a zaniepokojona orkiestra i śpiewaczka nerwowo szukają sposobu na przeciągnięcie muzyki o kilka taktów, żeby widownia zdążyła się uspokoić. Tak, zdarzyło mi się... Dlatego też coraz częściej wybieram jednak słuchanie na CD, oglądanie na DVD, a do opery chodzę w celach zgodnych z tradycją, czyli aby z zażenowaniem obserwować niegustowną garderobę ¾ widowni.

3 komentarze:

synafia pisze...

Prawdziwe i w sumie dramatyczne te wynurzenia przypomniały mi anegdotkę opowiadaną prze jakiegoś aktora ongi, nie pamiętam nazwiska, choć majaczy mi, ze mógłby to być Englert. Otóż w trakcie przedstawienia panu na widowni zaczęła dzwonić komórka. Pan niespeszony odebrał i rozpoczął rozmowę:
"No cześć... Nie, spoko, w teatrze jestem... Nie nie, kiepskie zupełnie..."

Sykofanta pisze...

pamiętam... opowiadałaś... piękna historia. ale może przedstawienie faktycznie było zupełnie kiepskie? :P

Luca pisze...

Synafia: wspaniała anegdota! :D
Felieton oczywiście świetny, co do naszych doświasdczeń w operze natomiast, to faktycznie stroje bywają tą ciekawsza stroną wieczoru. Sweterki w serki i kwieciste żakiety wespół z niedopasowanymi torebkami, o tak. Natomiast Opera Narodowa ma niezła akustykę, więc rewelacje gruźlików na szczęście nie były naszym udziałem.