poniedziałek, 19 stycznia 2009

W amoku: Arcadia Andreasa Scholla


Jak już zapewne wszyscy zauważyli, przeżywam ostatnio okres fascynacji operą. Wzięło się to chyba z nieznośnej głupoty pracy na etacie – by umilić sobie godziny spędzane w biurze i nie pozwolić, aby były one całkowicie bezowocne i doszczętnie zmarnowane, zacząłem słuchać na last.fm radia klasycznego i barokowego. W końcu naszło mnie na operę i spodobała mi się, ale nieszczęsne, pocięte i wyrwane z właściwych sobie okoliczności fragmenty poszczególnych utworów nie satysfakcjonowały mnie. Tak oto poczyniłem pierwszy zakup: Aidę Verdiego, którą następnego dnia w pracy przesłuchałem z 5 razy.

Niemniej, zaległości mam ogromne. A przecież podagra (która się bierze z wystawnego życia) w rodzinie zobowiązuje! Staram się przeto zaległości szybko nadrabiać. I tak, nie poznawszy jeszcze zbyt wiele, ale mając za przewodników wrodzony dobry smak, niezawodną ciocię Wikipedię i niezastąpionego a zacnego Józefa Władysława Reissa (i jego Małą encyklopedię muzyki), zdążyłem sobie wyrobić gust operowy. Otóż lubię przede wszystkim opery barokowe: Vivaldiego, Purcella, Glucka, Lully’ego. Poza tym na pewno Verdiego. Nie zabrałem się jeszcze za Pucciniego, Monteverdiego, Bizeta ani Wagnera. (Na wszystko czas przyjdzie.) Co jednak najważniejsze – wiem już doskonale, jaki rodzaj głosu najbardziej mi odpowiada. Zdiagnozowałem bowiem u siebie silne uzależnienie od kontratenorów. Pasjami mogę ich słuchać!

Kierowany dziś tym uzależnieniem w całkowitym amoku zakupiłem płytę Andreasa Scholla, którego głos niezwykle odpowiada mojemu gustowi, gdyż jest czymś dokładnie pomiędzy głosem damskim i męskim. Nie jest tak wysoki jak głos Jaroussky’ego i dlatego częściej osiąga niższe rejestry, co wywołuje u mnie euforię. Euforię podobną do tej, którą wywołał u mnie Divy Plavalaguny w Piątym elemencie. Dysponując pięknym kobiecym głosem, cudownie wydobywała z siebie dźwięki bardzo niskie.

Wracając jednak do Scholla – płytę kupić musiałem, gdyż na nagranie Jaroussky’ego jeszcze przyjdzie mi poczekać (merlin.pl obiecuje, że będzie to gdzieś koło 15 lutego – zobaczymy, czy z obietnicy się wywiążą), a nie jestem już w stanie słuchać kiepskiej jakości nagrań z youtube’a, w dodatku przeskakując z okienka do okienka i włączając na nowo wciąż te same utwory. Tak więc uległem i kupił w zamian Scholla, który nie zawiódł mnie ani trochę.

Ciekawe jest jednak to, jak trafiłem na trop tego kontratenora (na trop Jaroussky’ego trafiłem dzięki cioci Wikipedi). Otóż okazuje się, że posiadam naturalny talent, specjalny dar, dzięki któremu wyczuwam kontratenorów (zresztą podejrzewam, że gdyby kiedykolwiek komukolwiek przyszło do głowy uczyć mnie śpiewu operowego, sam śpiewałbym tym głosem). Patrząc na okładki płyt z dużym prawdopodobieństwem jestem w stanie stwierdzić (nie czytając napisów), która zawiera nagranie kontratenora. Dziś, mając mało czasu na przeglądanie zawartości półek, znalazłem dwóch. Jednego zakupiłem, drugi niestety śpiewał do nieznośnej, organowej i dość dołującej niemieckiej muzyki, więc darowałem sobie. Czyż w tej sytuacji nie mają racji wszyscy, którzy mówią o mnie jako o człowieku o niezwykle dobrym i wyrafinowanym guście? :P Jest on przecie u mnie najwyraźniej wrodzony!

Na zakończenie próbka Scholla (niestety z youtube'a) oraz obietnica, że od jutra będę pisał mniej o operze, a więcej o kulinariach (obietnicy się bójcie, bo nawet nie wiecie, jakie straszne rzeczy dla was szykuję!).


Oficjalna strona Andreasa Scholla - tutaj.
muzyka

5 komentarzy:

Luca pisze...

Tomaszu, nie wiem, czy w tej sytuacji możemy wspólnie słuchać opery! Bowiem ja nie znoszę wysokich głosów, zdecydowanie przedkładając solidny, prawdziwie męski baryton nad cienkie pienia chłopaczków.

Sykofanta pisze...

och! w takim razie koniecznie idziesz z nami na Rigoletta! ostatecznie idziemy 22 w niedzielę (biorę Cię pod uwagę przy rezerwacji biletów - powiedz tylko czy potrzebujesz jeden, czy większą ilość). będziesz miała okazję podziwiać Artura Rucińskiego, który jest barytonem, dostał Paszport Polityki w tym roku i jest całkiem sensownym ciachem (może bez zbytnich ochów i achów, ale źle nie wygląda) :P

Sykofanta pisze...

żebyś nie musiała szukać: oto jego zdjęcie właśnie z przedstawienie Rigoletta - Artur Ruciński

synafia pisze...

Luca, wierzaj mi, Jaroussky ma w sobie tyle męskiego uroku, że i jego cinekie pienia by Ci się spodobały ;p

Luca pisze...

Idę! A co do ilości biletów, to się jeszcze zastanowię. Ładny ten barytom, mimo pudru.
Marto - jak Cię znam, masz rację... ;)