poniedziałek, 4 maja 2009

Muzyka: Lukrecja Borgia w Operze Narodowej


Już na samym wstępie muszę wylać kubeł goryczy jeszcze z samym spektaklem niezwiązanej. Warszawska Opera Narodowa to po prostu żenda! W korytarzach straszą zakurzone kostiumy pamiętające jeszcze powojenną II RP oraz pokraczne „dzieła sztuki”, które nie wiadomo do końca, jaki mają związek z miejscem ich wystawienia. Windy żądają litości! Schody przypominają jeszcze (starymi plastrami), że leżał na nich niegdyś dywan, ale już nie spodziewają się go zobaczyć powtórnie. Materiałowe tapety utraciły już dawno kolory, faktury i wzory i przypominają smętne szmaty rozpięte na ścianach. Barki z przekąskami i napojami to w ogóle jakaś pomyłka! Kawa parzona za naciśnięciem jednego guzika na ławce szkolnej pokrytej zielonym obrusem, za jakim siadywał dyrektor na apelach. Kawę tę można następnie wypić na fragmencie pseudogranitowego blatu znajdującym się obok pustego i podupadłego na duchu regału lub przy zapuszczonym fortepianie. No po prostu wstyd. Moim zdaniem należy całkowicie zabronić wstępu obcokrajowcom, a w szczególności dygnitarzom, gdyż to jest zwyczajna (kolejna zresztą) kompromitacja.

Co do samego przedstawienia nie było wiele lepiej. Szedłem nastawiony nieco negatywnie, gdyż już z recenzji wiedziałem, że jest kiepsko, ale jednak walczyłem ze sobą, aby dać przedstawieniu szansę. Walkę wygrałem i szansę dałem, tylko przedstawienie z niej nie skorzystało.

Dekoracje pasjonujące! Naprawdę piękne. Akcja rozgrywa się na rożnych poziomach sceny, co daje świetny efekt, bo widzimy kilka miejsc równolegle. Na końcu, gdy część bohaterów prowadzona jest do podziemi, cala scena podjeżdża do góry (sic!), odsłaniając nam to, co dzieje się na dole. To naprawdę dużo ciężkiej pracy technicznej, której nie można nie docenić.

Niemniej przeniesienie akcji z XVI wieku czasów II wojny światowej - zupełnie nieuzasadnione. Oglądaliśmy i nadal, mimo scenografii i kostiumów, wydawało nam się, że jesteśmy w XVI wieku. Po co to uwspółcześnienie - ciężko stwierdzić.

Sprawa kolejna. Uwydatnienie wątków homoseksualnych. Już wcześniej pisałem na przykładzie Henry’ego Jamesa, jaki mam stosunek do wyciągania z treści tzw. podtekstów i międzytekstów. Tutaj było tak samo. Po prostu zły pomysł. Główny bohater, Gennaro, zakochuje się u początku sztuki w Lukrecji Borgii, co jednak nie przeszkadza mu mieć płomienny romans z przyjacielem. Cały wątek oparty jest na wyznaniu, jakie składają sobie bohaterowie, że będą razem aż do śmierci. Faktycznie - literatura i sztuka przed Lukrecją Borgią nie znała nigdy płomiennych przyrzeczeń przyjaźni między mężczyznami! Na szczęście to tylko mały wątek, więc nie będę się nad tym dalej rozwodził.

Najgorsze jednak, co przytrafiło się tej operze, to odtwórczyni głównej roli - Joanna Woś. Głosik ta pani ma po prostu bardzo słaby, jak wróbelek. Słabiutkie, urywane koloratury. Dodatkowo marna gra aktorska, nieumiejętność poruszania się w kostiumie sprawiły, że wyglądała raczej jak stara chruściarka lub zasuszona wiedźma niż jak heroina i jedna z najsławniejszych trucicielek. Nawet osoba nieznająca się na rzeczy (jak ja) może łatwo stwierdzić, kiedy ktoś śpiewa dobrze, a kiedy nie. Otóż razem z Luką stwierdziliśmy, że nawet najlepsza aria operowa będzie szalenie nudna, gdy się ją źle zaśpiewa. Dzielimy więc głosy na te, które:
a) zachwycają i czynią sztukę ciekawą,
b) nudzą tak strasznie, że aż tyłek boli.

Głos Joanny Woś, przynajmniej przy roli Lukrecji, zalicza się ewidentnie do tej drugiej kategorii.

To chyba wszystko na ten temat. Nie polecam, szkoda czasu, pieniędzy i zachodu. Nie na samą sztukę, ale na to wystawienie. (Oczywiście publika była zachwycona, ale zdaje się, że poza premierami, do opery chodzą takie tłuki, że byliby zachwyceni nawet, gdyby kto głośno pierdnął). Na nieszczęście Joannę Woś zobaczymy jeszcze w najbliższym czasie w roli Eurydyki, w premierze Orfeusza i Eurydyki Glucka. Może w tej roli sprawdzi się lepiej, bo w sumie tutaj ważniejsza jest postać Orfeusza, a Eurydyka nie jest też ani trochę tak silną osobowością jak Lukrecja, więc i głos może mieć słaby i nieśmiały.

PS. Zapomniałem jeszcze wspomnieć, że eksplorowanie wątku gejowskiego w Lukrecji Borgii polegało również na tym, że w programie sztuki zamieszczono mnóstwo dziwnych artykułów o seksualności, autorstwa Marii Szyszkowskiej, Sylwii Chutnik i in.

5 komentarzy:

synafia pisze...

Niezwykle mnie cieszy zatem, ze nie dotarłam z Wami do TN, a pozostałam w łóżku oglądając kiepski czeski film (a rzadko się zdarza kiepski czeski film!) - przynajmniej obyło się bez bólu tyłka i po prostu zasnęłam sobie w trakcie nie cierpiąc katuszy.

Co do pierdnięcia wszelako - pamiętaj, Mon Cher,że w dobrych czasach starogreckiej komedii i dobre pierdnięcie potrafiło nadać sztuce nowych znaczeń ;)

Luca pisze...

Wszystko prawda, z tym wyjątkiem, że Luca się pisze przez "c" ;)

Anonimowy pisze...

Niestety muszę się z tobą zgodzić co do stanu naszej Opery Narodowej, która nie dosięga do stóp np. Operze Królewskiej w Londynie, byłem tam w czerwcu br. po prostu piękne i świeże wnętrza (opera była całkiem niedawno odbudowana po pożarze i otwarta w 1999 roku), możliwe że w niedługim czasie (oby!) odbędzie się remont wnętrz teatru wielkiego (bo takiż remont znajduje się na liście projektów unijnych, niestety na liście rezerwowej. Ale ja trzymam kciuki, żeby pieniądze się znalazły bo, gdy co miesiąc wchodzę tu, zastanawiam się jak to miejsce odbierają zagraniczni...

Anonimowy pisze...

Gorszych bzdur nigdy nie czytałem, od razu widzę że nie znasz się na sztuce jaką jest opera, nie znasz się także na głosie Joanna Woś jest jedną z bardziej znanych i cenionych śpiewaczek, wiele razy ją słyszałem i widzę ile wysiłku wkłada w swój piękny głos, co do widzów którzy do opery przychodzą - większość nigdy nie miała z nią kontaktu (do nich należysz właśnie ty) więc z łaski swojej nie wypowiadaj się na takie tematy...

Anonimowy pisze...

Niezły tłuk z Ciebie ... szkoda czasu na czytanie tych pierdół co wypisujesz... Jedyną osobą ,która cieszyłaby się z pierdnięcia to właśnie byłbyś ty!!!Trochę się znam na teatrze oraz sztuce więc dobra rada na przyszłość,albo idź do kina albo nie wypisuj takich rzeczy, bo to żenada !!!